środa, 29 lutego 2012

Kobieta w lustrze – Eric-Emmanuel Schmitt



Tej książki nie mogłam się doczekać z wielu powodów. Po pierwsze wiedziałam, że będzie zdobił ją podpis samego autora, po drugie wiele czytałam o procesie jej tworzenia, a po trzecie… zatęskniłam za Schmittem w wersji pełnometrażowej. Ostatnio wydawane były jego książki, których ilość stron w dużej mierze mnie nie zadowalała, a wiedziałam, że Kobieta w lustrze zapewni mi o wiele więcej chwil w towarzystwie ulubionego pisarza.

I nie zawiodłam się.
Już od pierwszych stron byłam zaskoczona pewną nowością formalną: do tej pory, gdy na publikację składały się więcej niż dwa opowiadania [nawet te bezpośrednio się do siebie odnoszące] były one specjalnie wydzielone, zapisane jako osobne historie. Tym razem, podobnie jak w dotychczasowych zbiorach z przeplatającymi się dwoma historiami, zachowana została forma przekładańca. Nie bez powodu: opowieści te łączy bowiem nie tylko jeden motyw – są one wzajemnym uzupełnieniem; jedna nie mogłaby zaistnieć bez drugiej, a druga bez trzeciej.

Bohaterkami opowiadań Schmitta są trzy kobiety: Ann, Hanna i Anny.

Pierwsza z nich, Ann, to kobieta, która stanęła na życiowym zakręcie. Poprzez wpływy wywierane na niej przez społeczeństwo, została postawiona w sytuacji, w której miała poślubić jednego z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w okolicy. Niestety, Ann miała duszę romantyczki i marzycielki. Nie żywiła uczuć do wybranego chłopaka, dlatego chcąc uniknąć największego błędu swojego życia decyduje się na ucieczkę – ucieczkę do lasu.
Tam też odnalazła prawdziwe szczęście i spełnienie. Przytulając się do drzew i matki ziemi, obcując z przyrodą, poskramiając zwierzęta, wiedziała, że znajduje się we właściwym miejscu, siłę do życia czerpała z przyrody, którą tak bardzo ukochała. Ann poznała tutaj mnicha Braindora, który usilnie namawiał ją do powierzenia swojego życia Bogu. Widział w niej prawdziwie natchnione Boże dziecko, któremu należy wskazać drogę, bo samo nie do końca wie, co właśnie odkryło i czym się zachwyciło.

Druga kobieta, Hanna, to kobieta, której historia została przedstawiona w sposób epistolograficzny. Zapisem jej życia są listy, które kierowała do swojej przyjaciółki Grethen. Jej to, w każdym ze swoich wyznań, opowiadała codzienne zmagania ze swojego małżeńskiego życia, dokonywała analizy związku, przedstawiała radości i smutki podróży poślubnej. Jako młoda małżonka miała wiele obaw, pytań i wątpliwości. U Grethen szukała wsparcia i zrozumienia, które albo znajdowała, albo nie. Na skutek jednej z kłótni kobiety całkowicie zerwały kontakt. Na ten czas relacja  z życia Hanny urywa się. Kilka lat jest całkowicie pominiętych, możemy jedynie domyślać się, co przez ten czas dzieje się z młodą kobietą, która lecząc się ze swojej obsesji na punkcie zbierania szklanych kul, u uczniów Zygmnta Freuda, sama zachwyciła się psychoanalizą, której postanowiła poświęcić prace badawcze.

Wreszcie kobieta trzecia, Anny – gwiazda filmowa, która jedynie chwile szczęścia i spełnienia odnajduje na scenie. W prawdziwym życiu rekompensuje sobie swoje niezadowolenie ucieczką w alkohol, narkotyki i przygodny seks.
Widząc uwielbienie w oczach mężczyzn, miała ona poczucie bycia piękną i pożądaną, wiedziała, że wciąż jest obiektem westchnień, a to dawało jej siłę do kolejnych wyzwań aktorskich. Nimfomania, narkomania i alkoholizm wydawał jej się czymś odległym. Dopiero spotkanie z pewnym pielęgniarzem całkowicie przewartościowało jej życie.

Schmitt po raz kolejny nie zawodzi. Opowiadaniom tym daleko do sztampowości czy przewidywalności. Każdy rozdział urywa się w momencie, gdy czytelnik najbardziej chce dowiedzieć się, co stanie się dalej, jak potoczą się losy bohaterek.
Taka konstrukcja zmusza do prawie natychmiastowego „pochłonięcia” całej książki. Użycie tego słowa nie jest przesadą, bowiem lekturze towarzyszą tak silne emocje, że czytelnik niemalże oddycha i żywi się jedynie tą powieścią. Zapomina o obowiązkach, nie kontroluje czasu. Jest w Kobiecie w lustrze i nią żyje. Niczym więcej.

Opowieści te, choć w wielu momentach zasmucają, niosą jednak wielką nadzieję. Są hołdem złożonym ludziom, którzy nie boją się postawić wszystkiego na jedną kartę i całkowicie zmienić oraz przewartościować swoje życie. Są historia tych, którzy mimo pozornej świadomości posiadania wszystkiego, porzucają swój dotychczasowy dorobek i wyruszają w poszukiwaniu prawdziwego szczęścia; wyruszają w poszukiwanie tego, co w życiu liczy się najbardziej, a co nie jest ani sławą, ani pieniędzmi, ani dobrym zamążpójściem.
Bohaterki, odnajdując swoje prawdziwe przeznaczenie niosą nadzieję wielu kobietom, które mogą ujrzeć w nich siebie, swoje błędy, swoje troski.

W oczach wielu czytelników książka ta uchodzi za najlepszą w dorobku Schmitta. W moich nie, choć z całą pewnością ukazuje kolejne oblicze tego nietuzinkowego autora, który jak nikt inny potrafi budować portrety psychologiczne swoich bohaterów.


Polecam.

_______________
KONKURS
Jeśli ktoś chciałby wygrać tę książkę, do tego z autografem autora [wiem - jest Was wielu, dawaliście już tego wyraz], to dzisiaj do północy jest taka szansa. Więcej informacji TUTAJ.

17 komentarzy:

  1. Byłam na spotkaniu z autorem i tym chętniej sięgnę po jego twórczość:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boleśnie mi uświadomiłaś, jakie mam duże zaległości wobec twórczości Schmitta... Koniecznie muszę to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Schmitta, wiec dla mnie to lektura obowiązkowa. Poza tym zachęciłaś mnie tą recenzją. Będę się za nią rozglądać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Schmitt zaskakuje, a książka bardzo mi się podobała:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdziwiła mnie grubość tej książki - najpierw widziałam ją tylko na internecie jako zapowiedź, ale gdy przypadkiem zobaczyłam ten tytuł na półce w Empiku, byłam w lekkim szoku - taki gruby Schmitt? On zawsze kojarzył mi się raczej z opowiadaniami niż powieściami :) W każdym razie strasznie, strasznie chciałabym przeczytać tę książkę i zazdroszczę, że masz ją już za sobą :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczęściara! Ja sama nie mogę doczekać się lektury tej książki. Dotychczas Schmitta czytałam tylko w wersji krótkich opowiadań, ale wierzę, że "Kobieta w lustrze" spełni moje oczekiwania.
    Dziękuję za namiary na konkurs!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio czytałam baaardzo cieniutkie "Małe zbrodnie małżeńskie" i chociaż grubość książki nijak się ma do jej zawartości, pozostał niedosyt. Tym bardziej cieszy objętość najnowszej książki Schmitta. Z przyjemnością sięgnę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale mi narobiłaś ochoty!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. jestem na etapie zapoznawania się z jego twórczością. Do tej pory czytałam jedynie Oskara i Panią Różę a także Dziecko Noego. Na półce mam jeszcze 3 jego książki, ale Kobiety nie ma wśród nich. Mówisz, że się skusiłaś i na promocji książki ją nabyłaś? :)
    Zazdroszczę, że już ją czytałaś, choć sama obawiam się, że nie zrozumiem lektury. No, ale kto wie...

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrozumiesz bez problemu:))
      Tak, tak - właśnie na promocji:) Mam wszystkie książki Schmitta, wiec nie mogło być inaczej:)
      Czekam na nasze spotkanie Kochana!

      Usuń
  10. Znam wiele książek tego autora, ale o tej nie słyszałam. Skoro mówią, że najlepsza, to pewnie kiedyś przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. nn [czytamy-ksiazki], zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię Schmitta a ta książka woła mnie za każdym razem gdy przechodzę w pobliżu empika . Chyba się w końcu na nią skuszę ;-]

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawa recenzja, jak dotąd czytałam tylko dwie książki Schmitta, więc czas najwyższy nadrobić zaległości. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. właśnie czytam i bardzo mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie ją dostałam na dzień kobiet. Zaczęłam czytać i mnie poprostu wchłonęła, wracam do czytania;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam w planach, oczywiście :) Ale kiedy te plany zrealizuję... któż to wie ;]

    OdpowiedzUsuń