wtorek, 18 marca 2014

Wołanie kukułki – Robert Galbraith


Tytuł: Wołanie kukułki
Autor: Robert Galbraith
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 9788327150738
Ilość stron: 452
Cena: 39,90 zł

Wołanie kukułki, to książka pisana przez J.K. Rowling pod pseudonimem, rozpoczynająca cykl kryminałów z detektywem Cormoranem Strikem w roli głównej. Rzeczą, która przedmiotem mojego tekstu nie jest, a która jednak niepomiernie mnie ciekawi jest przyczyna pisania przez tak znaną autorkę pod pseudonimem, który nie dość, że szybko zostaje zdemaskowany, to jeszcze krzyczy z okładki, reklamując książkę nie mniej, niż autentyczne nazwisko mogłoby to zrobić. Po co zatem? Dla zysku oczywiście, po to, by zastanawiając się tak jak ja – mówiono i pisano, wciąż promując powieść, kryjącą się za tą niezbadaną historią.
Już sama jej objętość sugeruje wielkie przywiązanie autorki do szczegółów i skrupulatnego zapisu przebiegu dochodzenia, skądinąd dobrze pomyślanego. Rowling (czy może Galbraith) znana/y jest z umiłowania do narracji obszernych (wystarczy wspomnieć kolejne tomy Harry’ego Pottera), które wcale nie czynią jej tekstów przegadanymi, lecz dokładnymi, bez miejsc na niedopowiedzenia i luki faktograficzne. Nie inaczej rzecz wygląda w przypadku Wołania kukułki.
Akcja otwiera się, gdy z okna jednego z londyńskich apartamentów wypada celebrytka i supermodelka Lula Landry. Policja bardzo szybko przyjmuje za prawdziwą teorię o samobójstwie, popełnionym przez osobę, cierpiącą na chorobę dwubiegunową, zmagającą się z trudną przeszłością rodzinną i życiem medialnym. Wszystko wskazuje na to, że jest ona najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń.
Z założeniami policji nie zgadza się brat ofiary, decydując się na zatrudnienie prywatnego detektywa, Cormorana Strike’a – weterana wojennego, który dziś zmaga się z kiepskimi zarobkami i skomplikowaną sytuacją miłosną. John wybiera go, mając w pamięci jego znajomość ze zmarłym wiele lat wcześniej bratem. Proponuje mu podwójną stawkę, otwierając przed nim szansę na odbicie się od dna.
Sprawa Luli staje się dla niego śledztwem honorowym. W dochodzeniu prawdy pomaga mu wysłana z Tymczasowych Rozwiązań sekretarka – Robin. Kobieta ma w sobie wiele zapału i kreatywności. Jej pomysły wykraczają daleko poza kompetencje przypisywane wykonawczyniom jej zawodu, stanowią za to doskonałe uzupełnienie dociekliwości i zdolności detektywistycznych Cormorana. Bohaterowie tworzą razem zgrany zespół, nie przekraczając jak dotąd granic intymności, co nierzadko staje się udziałem podobnych im bohaterów. Nie są jednak postaciami, które mogłyby wzbudzają jakieś emocje – sprawiają raczej wrażenie szaroburych, zlewających się z tłem.
Strike w niczym nie przypomina typowego detektywa – jest raczej postacią budzącą litość, niż męskim bohaterem, często poszukiwanym na kartach kryminałów. Prowadzone przez niego śledztwo przez nagromadzenie szczegółów, nieco się czytelnikowi (mnie) ślimaczy, potęgując wrażenie niespieszności. Tak naprawdę jednak, takie rozplanowanie akcji i przesłuchań, może sprawiać wrażenie dziejącego się równolegle do naszego czasu. Ciekawym zabiegiem było także niepełne ujawnienie tego, co odkrył detektyw – wiemy, że puzzle powoli układają się w jego głowie w wyraźny obraz wydarzeń, jednak wciąż pozostajemy w sferze domysłów, błądząc pomiędzy niejednoznacznymi zeznaniami świadków, którzy niezaprzeczalnie ukrywają prawdę. Prowadzący dochodzenie do wyjaśnienia zagadki dochodzi stopniowo, systematycznie wykluczając elementy układanki zaburzające widok na całość.

Oprócz szczegółowego wejrzenia w proces śledczy, czytelnik poprowadzony zostaje także za kulisy świata celebrytów. Poznaje skomplikowaną maszynerię, rządzącą sławami, budowaniem relacji w świecie pop.
Galbraith serwuje odbiorcy tekst wyzbyty potoków krwi i ciągłej rzezi, oferując w zamian skupienie się na człowieku, jego problemach i motywacjach.
To kryminał spokojny, za nic sobie mający pośpiech, widoczny w innych tekstach gatunku, choć sztampowy to w realizacji i warstwie stylistycznej nieco odbiegający od innych. Jeśli więc potrzebujecie chwili wytchnienia przy lekkiej i niespecjalnie angażującej książce – serdecznie polecam. Jeśli kieruje Wami ciekawość tego, co też Rowling popełniła – również warto.
Tym, co irytowało mnie w tej publikacji i było w moim odczuciu zupełnie zbędne, to spolszczenie lanczu i manieryczne, złe (znów!) odmienianie imienia Bruno.  Tyle jednak wad, reszta – zalety lub przestrzenie neutralne.


Related Posts: