Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jeździec Miedziany. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jeździec Miedziany. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 11 maja 2017
piątek, 5 maja 2017
ROZDANIE - "Jeździec miedziany"
➡ R O Z D A N I E ⬅
Mam dla Was trzy komplety dwu pierwszych tomów kolekcji Paulliny Simons - po jednym na Facebooku, Instagramie i blogu.
Aby zdobyć jeden z nich należy:
1. Udostępnić post konkursowy.
2. Zgłosić się w komentarzu.
Bawimy się do 10.05.2017 r. :)
poniedziałek, 9 listopada 2015
Sześć dni w Leningradzie
Sześć dni w Leningradzie to fabularyzowany dziennik podróży
Paulliny Simons z jej wyjazdu do rodzinnego Leningradu, będącego pretekstem do zebrania
materiałów do jej najpopularniejszej książki – Jeźdźca miedzianego.
Autorka urodziła się w
dzisiejszym Petersburgu, lecz jako jedenastoletnia dziewczynka, dzięki
staraniom taty, wraz z rodziną wyjechała Ze Związku Radzieckiego do Ameryki. Okazało
się to dla niej prawdziwym wybawieniem i szansą na życie w dobrobycie.
Leningrad widziany jej oczami po
25 latach od wyjazdu jawi się jako przestrzeń brudna, smutna, biedna. Wszystko
to, co pamiętała ze swojego dzieciństwa pozostało niezmienne – brak toalet,
zniszczone budynki, obdrapane mury, piszcząca bieda. Simons zastanawia się, jak
można cieszyć się wszystkim tym, co ma, gdy w miejscu, do którego przyjechała
zginęły kiedyś tysiące niewinnych, o których wszyscy zapomnieli; jak mogła spać
w miejscu, w którym wszystko rozpada się niemalże na jej oczach; jak mogła nie
zauważyć, że jej łóżko stało w kuchni; opisuje brutalną śmierć Romanowów,
prowadzi nasz szlakiem historii (i teraźniejszości!) zapomnianej i
nieomówionej, przemilczanej, uświadamiając sobie, że Leningrad stanowi część
jej duszy i tożsamości, że nigdy go nie
utraci.
Mimo że nie jest to klasyczny
reportaż, robi przejmujące wrażenie. Gdzieś podskórnie czuje się, że gdyby nie
wyjazd przed laty, świat nie poznałby talentu autorki, bo ten nie miałby
możliwości się rozwinąć, zostałby stłumiony i zdeptany.
Dzięki tej książce wraz z Simons
odkrywamy zakamarki jej dzieciństwa, nawet te, które pamięć już wybieliła lub
wyparła, przemierzamy trasy stanowiące tło Jeźdźca
miedzianego i widzimy przestrzenie dotąd przez nas nieeksplorowane.
W mojej opinii to dobre dopełnienie
twórczości autorki, umożliwiające nowe,
świeże spojrzenie zarówno na trylogię, jak i na jej pozostałą twórczość. Warto
mieć w biblioteczce.
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Jeździec miedziany - Paullina Simons
Leningrad, 22 czerwca 1941 roku. Mimo paktu o nieagresji
Niemcy atakują Związek Radziecki. Tego samego dnia, niewinna, siedemnastoletnia
Tania spotka na swej drodze oficera Aleksandra Biełowa. Oboje, mimo że nigdy
przedtem się nie widzieli, w sposób magiczny lgną do siebie i pragną dzielić
się ze sobą swoją historią. Wydaje się, że oto jesteśmy świadkami narodzin
miłości, której nic nie będzie w stanie stanąć na drodze. Niestety, niemalże
natychmiast okazuje się, że Aleks jest wybrankiem serca Daszy – siostry
Tatiany, a ta nie chcąc jej ranić zdecydowała usunąć się w cień. Mimo że
zarówno Aleksander jak i Tania kochają się do nieprzytomności, nie mogą ujawnić
swoich uczuć. Cieniem na ich relacji kładzie się także wojna, zbierająca coraz
większe żniwo. Bohaterowie, swoje losy odczytują w losach postaci z poematu
Puszkina, który niestrudzenie niesie im pociechę w trudnych chwilach. Jeździec miedziany to opowiedziana z
rozmachem historia dwójki wkraczających w dorosłość ludzi, którzy wrzuceni
zostali w tragiczne czasy i którzy za wszelką cenę muszą wydostać się z kraju.
Początkowo akcja toczy się niespiesznie, wręcz leniwie, dopiero później nabiera
rozpędu.
Bohaterowie nieprawdopodobnie mnie irytowali – odchodziłam
od zmysłów widząc, ze Tania po raz kolejny rezygnuje ze szczęścia, że
Aleksander miał w sobie tak mało zdecydowania, że potrafili oni igrać z
uczuciami wszystkich, byleby tylko nie ujawnić prawdy o sobie. Mistyfikacja,
ranienie siebie kosztem innych, wybory, których nie rozumiem, decyzje wymuszone
rzeczywistością wojenną – to wszystko doprowadzało mnie podczas lektury do
białej gorączki. Buzowały we mnie emocje, miałam ochotę wskoczyć do książki i
potrząsnąć bohaterami, wydobyć ich z tej nonsensownej sytuacji. A jednak oddychałam
wojennym, rosyjskim powietrzem, chłonęłam każde słowo z należną mu
delikatnością i czułością. To opowieść, która powaliła mnie na kolana,
zadomowiła się w moim sercu i nie chce go opuścić. Jest powieścią wielką, bo
poruszającą.
Podczas lektury innych powieści, często bywam rozproszona, a
Simons ma niesłychaną zdolność do skupienia na sobie całej mojej uwagi. Nie
jest przesadą powiedzieć, że dzięki niej świat przestaje istnieć, że zatracam
się całkowicie w rzeczywistości przez nią wykreowanej. Nie jem, bo bohaterowie
nie jedzą, kocham, bo oni kochają, tęsknię, bo oni tęskną, oburzam się, bo i
oni się oburzają… Ich życie staje się moim. Na długie godziny przeniosłam się
do okupowanego Związku Radzieckiego, a później Ameryki. To opowieść podretuszowana
pigmentami czułej pamięci, książka wytęskniona, dzieło najwyższej próby. I nic
to, że romans, że w połowie opowieści zamiast historii na plan pierwszy wysuwa
się erotyka. Nic to, że posiada wiele merytorycznych mankamentów. Jest tak
oszałamiająca, że można jej wybaczyć wszystko, a zdecydowanie ułatwia to bogato
zarysowane tło historyczne i niebywała umiejętność autorki do tworzenia
dramaturgii. W książce tej wszechobecna jest miłość pomimo przeciwności,
uczucie, do którego wielu tęskni i o jakim marzy, i wydaje mi się, że to
właśnie dzięki niej powieść ta nic nie straci ze swojej mocy narracyjnej nawet
po wielu latach. Simons stowarzysza się z gustami odbiorców i w genialny sposób
użytkuje nośne, zaaprobowane poetyki, by zdobyć czytelnika. Jej słowa działają
na wyobraźnię, rozpalają ją do czerwoności. Ten utwór oddycha. I ja to kupuję.
Paullino Simons, proszę mnie więcej do kaca książkowego nie
doprowadzać!:P To już kolejny raz!
____________
____________
Recenzja Pieśni o poranku Paulliny Simons