Pokazywanie postów oznaczonych etykietą międzywojnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą międzywojnie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 lipca 2015

Bellagrand – Paullina Simons



Bellagrand stanowi drugi tom cyklu poświęconego perypetiom rodziców Aleksandra znanego z  bestsellerowej trylogii rozpoczynającej się Jeźdźcem miedzianym

Jego rodzice – Gina i Harry – na długo przed tym zanim w ich życiu pojawi się dziecko, będą uczestnikami wydarzeń, które przy jednej odmiennej decyzji mogłyby prowadzić do daleko innej przyszłości niż ta, którą później możemy śledzić w  trylogii. 

Gina, to niezależna imigrantka z  Włoch, która dla swojego ukochanego postanowiła poświęcić wszystko – poskromić swój sycylijski temperament, zainteresować się tym, co sprawiłoby, że Harry mógłby ją pokochać.

Ten zaś, mimo rezygnacji z rodzinnej spuścizny, nie odpuścił swoich zatwardziałych poglądów politycznych, raz po raz prowadzących go do więzienia, z  którego wychodził – nic o tym nie wiedząc – jedynie za sprawą koneksji ojca, które ten uruchamiał niejako potajemnie. Młodzi często spodziewali się dziecka, nigdy jednak ciąża nie została przez Ginę donoszona, bowiem kobieta, nawet będąc w stanie błogosławionym, musiała ciężko pracować. Gdy po raz kolejny bohaterka poczęła dziecko, jej mąż został zamknięty w  więzieniu na 10 lat. Ich małżeństwo wisiało na włosku, Harry nie zarabiał, toteż nie mieli żadnych oszczędności, a wizja samotnego rodzicielstwa przez najbliższą dekadę była dla Giny nie do zniesienia. Na tyle, by chowając swoją godność i dumę, szukać wsparcia i kolejnego wstawiennictwa u ojca ukochanego. Jego pomoc niemalże całkowicie odmieni ich losy.

Paullina Simons stworzyła książkę, w której prym wiedzie historia – nierzadko miałam wrażenie, że to ona – obok miłości – jest główną bohaterką. Początki XX wieku, strajki, bunty, zamęt, przewroty polityczne, rzeczywistość międzywojnia w Bostonie i – później – na Florydzie, oto główne wątki przewijające się przez kolejne stronice.
Choć w opowieści toczącej się w owych latach ciężko uniknąć tematu polityki, bohaterowie Simons są w  nią uwikłani nad wyraz – częste wstawki dotyczące kolejnych poglądów: kapitalizmu, socjalizmu i innych, coraz bardziej mnie nużyły. Mimo wyraźnego zniechęcenia, nie można było ich pominąć, bo to właśnie polityka zdominowała i zrujnowała życie głównych bohaterów, czyniąc je wielokrotnie nieznośnym. Bez znajomości tła, nie zrozumie się sensu ich poświęcenia i kolejnych decyzji.

Muszę przyznać, że nie polubiłam Harry’ego. Od początku wydał mi się nieznośny, nieskory do kompromisów, działający z premedytacją, poświęcając wszystko i wszystkich wokół w imię głoszonych ideałów. Za to Gina? Wierna zasadom i rodzinie poświęciła swoje szczęście, by nie sprzeciwiać się tradycji i małżonkowi, gorzko za to płacąc.

Z  wielką trudnością brnęłam przez kolejne strony – brakowało mi tej mocy oddziaływania znanej z  trylogii o Tatianie i Aleksandrze – synu bohaterów Bellagrand. Nie przekonał mnie ten tom, jest zbyt upolityczniony (a przecież Jeździec miedziany też jest – z tym, że tam wyraźnym i porywającym tematem jest miłość, tutaj zaś prym bierze walka o idee). 

Polecam tym, którzy rozkochali się w trylogii Simons – dzięki tej książce przekonacie się jaka miłość umożliwiła wybuchnięcie tamtej i jak niewiele brakowało, by wszystko wyglądało inaczej.
Weźcie jednak poprawkę na to, że wiele tutaj wspomnianych wtrętów politycznych – jeśli podobnie jak ja znosicie je raczej ciężko, uzbrójcie się w  cierpliwość.



środa, 26 lutego 2014

Tajemnica szkoły dla panien – Joanna Szwechłowicz


Tytuł: Tajemnica szkoły dla panien
Autor: Joanna Szwechłowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378396918
Ilość stron: 344
Cena: 32 zł


Kryminały retro spisane chociażby wprawną ręką Marka Krajewskiego zawsze budzą moje uznanie i wielką fascynację.

Nowe nazwisko – Joanna Szwechłowicz – zupełnie nie zwróciłoby mojej uwagi, gdyby nie stylizowana na retro okładka oraz opis, podkreślający charakter tekstu.

Pod względem językowym nie można książce tej niczego zarzucić – dobrze oddaje mowę lat 20-tych XX wieku, sprawnie posługuje się popularnymi podówczas frazami, jak odchodzące już dziś do lamusa „Bogiem a prawdą”. Autorce udało się zbudować klimat opisywanych lat nie tylko dzięki precyzyjnemu oddaniu warstwy lingwistycznej, ale też dzięki bogato i wiarygodnie zarysowanym realiom społeczno-obyczajowym.
Oto w Mańkowicach 1922 roku, w szkole dla dziewcząt, wiesza się jedna z uczennic. Sprawa ma zostać wyciszona, po to, by „nie zrobić większych szkód”. Choć wydarzeniu towarzyszy niemały skandal, wszystko wskazuje na to, że śledztwo uda się zamknąć bardzo szybko. Okazuje się to jednak niemożliwe, gdy niewiele później odnalezione zostają kolejne zwłoki, wyraźnie powiązane z pierwszą śmiercią.  Śledztwo prowadzi podkomisarz Hieronim Ratajczak, któremu nie w smak jest zajmowanie się tak poważną sprawą – daleki jest on bowiem od znanych z innych kryminałów detektywem: nie posiada owego instynktu łowcy, tak ważnego podczas prowadzenia dochodzenia w sprawie wyższej rangi niż kradzież cukru.

Sprawa śmierci Marianny jest dla niego tym trudniejsza, że wszystko wskazuje na zamieszanie w nią największych miejscowych osobistości: dyrektora szpitala, dyrektora gimnazjum męskiego, a także większości wpływowych kobiet, mających wielki dar obserwacji i subiektywnego wyciągania wniosków.

Mimo oddania klimatu miasteczka, mającego wielkie aspiracje a niewielkie możliwości rozwoju, powieść tę czyta się z mieszanymi uczuciami. Charakterystyczna postać podkomisarza raczej nie fascynuje, jego śledztwo nie nadaje się do filmów akcji i choć wydarzenia nabierają tempa, to tak naprawdę wcale nie jest ono odczuwalne. Niestety – spora część to przestoje i dłużyzny, w których dominantę stanowią: opis miejskich konszachtów i wpływów, a także próby ominięcia głównego toru śledztwa i wyjścia z niego obronną ręką, bez konieczności wskazywania na winnych.

Choć książka ta jawnie flirtuje z kryminałem retro, daleko jej do wybitnych tekstów tego gatunku: jest to raczej próba wkomponowania się, wprawka literacka, która – choć ma potencjał – nie wykorzystuje go w pełni budując napięcie, lecz skupiając się raczej na wątkach humorystycznych czy właśnie: społeczno-obyczajowych, zakreślając drobnomieszczański świat, nic sobie nie robiąc z czytelników, którzy z napięciem oczekują czegoś, co można by dalej nazwać „wartką akcją”.
Zamiast wciągającej sprawy morderstwa jest doskonale zarysowana mentalność ludzi okresu międzywojnia, ich uprzedzeń, lęków i obaw, a także – co niezmiernie ważne – opis silnych postaci kobiecych, które nie dość, że istnieją w miasteczku, to jeszcze całkowicie nim rządzą, sterując decyzjami mężów i kochanków. Szwechłowicz podkreśla swoim tekstem zmieniającą się w owym okresie rolę kobiet, które nie dość, że otrzymały prawo do głosowania, to jeszcze coraz odważniej zaczęły mówić o swoich pragnieniach i aspiracjach – w uczennicach szkoły zarysowane zostało przyszłe, silne pokolenie kobiet.  Książką tą zatem szczególnie zainteresować mogą się osoby zaintrygowane obyczajowością na krótko po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
To nie zbrodnia jest tu najważniejsza – i nie wiadomo czy minus to, czy plus. A rozwiązanie – cóż, najprostsze jest najlepsze. Szkoda, że komplikując – nikt nie bierze go pod uwagę.