Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rak. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 lipca 2015

Ile radości może dać rak?



Jakiego koloru jest Twój świat i otaczający Cię ludzie?

Rzeczywistość Alberta Espinozy jest żółta. Ta niewielkich rozmiarów, rażąco pogodna i optymistycznie nastrajająca książka to jego autobiografia – autobiografia człowieka, który chorował na raka od czternastego do dwudziestego czwartego roku życia i przez ten czas nauczył się znacznie więcej niż większość z  nas kiedykolwiek dostrzeże. Wiele też stracił: nogę, płuco i część wątroby. Wiele jednak zyskał: żółtych, otaczających go ze wszystkich stron.

Bez obaw! To wcale nie książka o raku, ale o tym ile radości ze sobą przyniósł do życia autora – o tym, czego się dzięki niemu nauczył (o sobie i codzienności). Zresztą jej wartość docenił sam Steven Spielperg, kupując prawa do filmu, którego scenariusz został napisany na jej podstawie (Polseres vermelles emitowany w  Hiszpanii i we Włoszech). Wiele w  niej optymizmu, ogromne pokłady humoru i przede wszystkim afirmacji życia. Uwierzycie? Rak tego uczy. 

Co byś zrobił, co zrobiłaby większość z  nas, gdyby w  tak młodym wieku utraciła nogę? Może przyjęcie pożegnalne na jej cześć? To nie żart, Espinoza swoją nogę nawet pochował, dzięki czemu dziś z  uśmiechem na twarzy może szarżować zdaniem „jestem jedną nogą w  grobie!”. Co za człowiek, co za dystans! Jego książka jest dowodem na to, że poczucie humoru może ocalić życie i człowieczeństwo. 

Autor wraz z  dziećmi, z  którymi przebywał na oddziale – z  Jajogłowymi – zawarł umowę na całe życie: mieli dzielić się życiem tych, którzy już odeszli. Wierzyli oni, że ci, którzy zmarli osłabili raka i ułatwili reszcie wygraną z  chorobą. Espinoza przejął 3, 7 życia, ma więc go teraz dokładnie 4,7. I te życia opisuje na kartach tejże książki.

Uroczo ironiczna, torpeduje doskonałym humorem i radością płynącą z przeżywania każdego kolejnego dnia. Z  niej trzeba się uczyć!

To książka, którą się przeżywa, której ocenianie byłoby chyba nie na miejscu – ostatecznie jakie mamy prawo, by oceniać cudze życie?

***
Książkę zdobyłam dzięki cudnej akcji promocyjnej Znaku – wystarczyło podejść do przedstawicieli wydawnictwa czekającymi z  książkami na krakowskim rynku o odpowiedniej  godzinie, w odpowiednim dniu i dodać selfie z  książka na Facebooka. I już – książka była mojaJ Świetny pomysł na masową promocję. Oby więcej takich akcji!

niedziela, 7 czerwca 2015

Jak możemy zostać uzdrowieni – Christoph Haselbarth, dr Peter Riechert


Współczesny świat toczy coraz więcej chorób. I, mimo że medycyna posuwa się do przodu, wciąż są przypadłości, na które nie ma ona lekarstwa, albo które mimo szybkiej lekarskiej interwencji mają skłonność do nawrotów.

Przyczyn może być wiele: zanieczyszczone środowisko, złe odżywanie, geny, wirusy, stres. Czy zdajemy sobie jednak sprawę z coraz mocniej nagłaśnianego powiązania chorób organizmu z  chorobami duszy i psychiki? O chorobach psychosomatycznych słyszał chyba każdy, nie wszyscy jednak biorą je na poważnie. A przecież psychika i ciało to jeden organizm, w którym niedomaganie jednej struktury, pociągnie za sobą zaburzenia w  drugiej. Jak inaczej wyjaśnimy wpływ stresu/lęku na rozwój wielu chorób? Albo jak wyjaśnić wpływ choroby ciała na częstsze występowanie depresji?

Choć nie zdajemy sobie z  tego sprawy, także kondycja duchowa wpływa na stan naszego organizmu. A tę, niestety, coraz bardziej i częściej się zaniedbuje.

Jak możemy zostać uzdrowieni. Uwolnienie drogą do uzdrowienia, to książka Christopha Haselbartha i dr. Petera Riechtera napisana w  oparciu o doświadczenia grupy chrześcijańskiej lekarzy, podejmująca wciąż kontrowersyjnych powiązań zdrowia fizycznego i duchowego. Nie jest ona publikacją opartą jedynie na chrześcijańskiej teologii, ale też na medycynie i konkretnych przypadkach chorobowych oraz ich późniejszej terapii, co z  góry wyklucza wszystkie ewentualne zarzuty mogące być jej stawiane.

Autorom książki bardzo zależy, by była ona odczytywana należycie i stanowiła źródło pomocy oraz wsparcia. Pożytek przyniesie ona jednak dopiero wtedy, gdy zastosujemy się do kilku oczywistych zadań ujętych przez twórców we wstępie.

O co jednak chodzi? Życie człowieka często zdominowane jest przez utrwalone postawy powodujące różne dolegliwości. W książce tej, autorzy (na podstawie wieloletnich badań) zapisali jakie, powodują konkretne konsekwencje zdrowotne i co zrobić, by się ich pozbyć. Choć dla wielu może brzmieć to nieprawdopodobnie, wystarczy odrobina wiary, by doświadczyć prawdziwej mocy tych działań. O części mogę opowiedzieć z własnego doświadczenia sprzed kilku lat (depresja, lęki i in.).
Autorzy gorąco zachęcają do porzucenia takich życiowych postaw jak gniew, chowanie urazy, lęk, brak samoakceptacji, samooskarżanie się, skłonność do agresji, stres, twardość serca i wiele, wiele innych.

Twórcy książki problemy poruszają całościowo, choć syntetycznie: nazywają chorobę, podają jej możliwe duchowe i psychiczne przyczyny, zarysowują przyczyny medyczne, a następnie projektują terapię: duchową i medyczną. Częstokroć wystarczy jedynie pierwsza z nich,  by zauważyć całkowite cofnięcie się choroby, wymaga to jednak wielkiego zaufania Bogu i odkrycia blokad na nas ciążących.

Brzmi jak magia? A nie powinno. To przykłady współczesnych uwolnień prowadzących do uzdrowień. Takie rzeczy dzieją się codziennie, na całym świecie. Nie każdy jednak ma świadomość takich możliwości. Koszty są żadne, a efekty powalające: pełnia zdrowia, dobre samopoczucie, pokój, szczęście.

Jeśli zatem macie w  sobie dość wiary – polecam. Działa. Macie moje słowo i słowo osób, których świadectwa umieszczone zostały na końcu jako przykład skuteczności tej duchowej terapii.



piątek, 15 maja 2015

Życie na pełnej petardzie – ks. Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka



Ks. Jan Kaczkowski to postać nietuzinkowa – zapewne nie raz mieliście okazję go oglądać czy to w  telewizji, czy to w  Internecie (szczególnie strona Rak’N’Rolla). Ja sama kilkakrotnie mu się przyglądałam, po to, by teraz zainteresować się kolejną z  jego książek, wywiadem-rzeką przeprowadzonym przez Piotra Żyłkę, pod rzucającym się w  oczy tytułem – Życie na pełnej petardzie.

Kaczkowski mówi o sobie, że jest onkocelebrytą – a więc postacią znaną z tego, że ma raka (u niego ‘celebryta’ kojarzy się także z  celebracją Mszy Św., nie jest to zatem określenie jednoznaczne). I owszem – ma. Najpierw zmagał się z  nowotworem nerki, później zaś zdiagnozowano u niego IV stopień glejaka wielopostaciowego.

 Mimo tak trudnych doświadczeń w tak młodym wieku i właściwie na przekór wyrokowi śmierci (choć prognozowany przez lekarzy czas przeżycia dawno już przekroczył) ks. Jan ma w sobie ogromne pokłady optymizmu. Nie poddał się zwątpieniu, nie pozwolił lękowi przejąć kontroli nad swoim życiem. Wciąż prężnie działa jako duszpasterz puckiego hospicjum, które sam powołał do istnienia i wspiera przebywające w  nim osoby.

Z  Żyłką rozmawiał o wszystkim: od dzieciństwa naznaczonego chorobą oczu, przez dojrzewanie, bunt, późniejsze odnalezienie powołania i odrzucenie przez jezuitów, a wreszcie seminarium, święcenia i drogę kapłańską. O Kościele mówi z  dystansem i odwagą, mając pełną świadomość jego wad, ale też w  duchu posłuszeństwa i pokory. Z  jego wypowiedzi płynie wielka mądrość – nieważne czy mówi o papieżu, czy swojej chorobie, widać, że posiadł wielkie doświadczenie i obdarzony został darem wymowy. To piękne świadectwo bogatego życia, które poznało co to wytykanie palcami z powodu różnienia się od innych, to opowieść o konieczności zanurzenia w kulturze, uczenia się dyskutowania o niej, wyrażania swojej opinii, poszerzania słownictwa, by nie cofnąć się do epoki kamienia łupanego, to kurs głoszenia dobrych i złych kazań, to lekcja pokory, modlitwy o cud, to wreszcie debata o bioetyce: eutanazji, aborcji i wielu innych zagadnieniach, które wciąż bolą i prowokują społeczeństwo do agresywnej wymiany zdań (czy raczej: narzucania własnego stanowiska). To także historia miłości do Eucharystii, o tym, że cierpienie fizyczne ma zerową wartość etyczną. Wiele w niej humoru, nieraz gorzkiego (np. gdy mówi o katolicyzmie kucanym, niezwykle przykrym widoku).


Inspirująca, mądra, ważna rozmowa, do której chętnie będę wracała, gdy nadmiernie skupię się na swoich porażkach i urojonym lęku. Gorąco polecam! Trzeba nam tak budujących rozmów, bez względu na poglądy czy wyznanie – to świadectwo życia człowieka, którego naśladować warto.

środa, 22 października 2014

Walcz z rakiem! – dr Andrea Flammer


Tytuł: Walcz z rakiem!
Autor: dr Andrea Flemmer
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 978-83-64647-02-4
Cena: 29,90zł
Ilość stron: 248

Mimo że zachorowalność na raka rokrocznie wzrasta, możliwości jego całkowitego wyleczenia staja się coraz bardziej realne. Nie od dziś słychać zapewnienia, że „rak to nie wyrok”, napływające przede wszystkim z mediów, starających się zachęcać nie tylko do profilaktyki, ale też odpowiedniego stylu życia już po usłyszeniu diagnozy.
Dla wielu pomocą obok medycyny konwencjonalnej, wsparcia bliskich oraz psychologów, a także modlitwy stają się zbierane co jakiś czas w różnych publikacjach zalecenia dotyczące diety, mającej skutecznie przeciwdziałać chorobie lub pomagające ją zwalczać.

Podobny charakter ma publikacja dr Andrei Flemmer, znanej biolożki i dietetyczki, zwracającej szczególną uwagę na zdolności organizmu do samodzielnej obrony przed chorobami nowotworowymi, które należy wspomagać poprzez stosowanie odpowiedniej diety, aktywność fizyczną oraz przyjmowanie naturalnych specyfików (niestety w Polsce wcale nie tak łatwo dostępnych).
W momencie, gdy chemioterapia leczy nas, jednocześnie wyniszczając nasz organizm, możemy (za zgodą i wiedzą lekarza) wspomagać go poprzez przyjmowanie naturalnych produktów spożywczych, będących wielkim wsparciem nie tylko w walce z rakiem, ale też wspomożycielem w kuracji przeciwnowotworowej, do stosowania przed pojawieniem się niepokojących objawów.

W publikacji tej odnajdziemy podstawowe informacje na temat raka – trójstopniowy model jego powstawania, wpływ hormonów i wolnych rodników, tempo rozwijania się raka, czynniki mogące go wywołać, wpływ sposobu odżywiania na zachorowalność, typy nowotworów, którym możemy zapobiec za pomocą zdrowej diety.

Obok wiedzy ściśle naukowej, znajduje się w niej także spis substancji przeciwrakowych, występujących w produktach spożywczych – autorka wyjaśnia, co chroni przed rakiem i w jaki sposób.  Na kartach tej publikacji znajdziecie takie naturalne bronie, jak żeń-szeń brazylijski, koci pazur, kataranrus rózowy, smoczą krew, herbatę papacho, ostryż długi, shittake i in.
Brzmi egzotycznie? Miałam podobne wrażenia podczas lektury – obce brzmienie od razu budzi we mnie wątpliwości, powoduje obawy o cenę i wiele innych pytań, na które niestety nie znalazłam odpowiedzi.

Książka ta to jednak nie tylko poradnik i wykaz produktów, po które warto sięgać przy konkretnym rodzaju nowotworu, ale też liczne przepisy oraz sugestie terapii wspomagających leczenie, a także lista środków zapobiegających działaniom ubocznym leczenia, takim jak mdłości, obciążona wątroba, zaburzenia depresyjne, zaburzenia snu, zakrzepica żył głębokich i in.

Flemmer postarała się, by jej książka mimo stosunkowo niewielkiej objętości, była kompleksowym źródłem wiedzy o naturalnych metodach walki z rakiem.
Niestety, mam wrażenie, że nie do końca sprawdzi się ona w polskich realiach – wydaje mi się, że niewielu zdecyduje się na kurację smoczą krwią, choćby nie wiadomo jak była ona przekonująca. Być może jednak się mylę.
Jeśli jesteście zainteresowani, próbowaliście już wszystkiego i powoli tracicie nadzieję – sięgnijcie! Może to właśnie ta książka zawiera poradę, której tak pilnie potrzebujecie.

poniedziałek, 20 października 2014

Św. Hildegarda z Bingen. Leczenie chorób duszy- dr Wighard Strehlow


Tytuł: św. Hildegarda z Bingen. Leczenie chorób duszy.
Autor: Dr Wighard Strehlow
Wydawnictwo: Esprit
ISBN:978-83-63621-82-7
Ilość stron: 408
Cena: 34.90 zł

Św. Hildegarda z Bingen zasłynęła nie tylko jako doktor Kościoła katolickiego, kompozytorka i psychoterapeutka ale także – a może przede wszystkim – jako sławna uzdrowicielka, propagatorka metody holistycznej, według której ludzkie ciało i duszą są ze sobą połączone i wzajemnie na siebie wpływają – gdy choruje jedno, drugie również niedomaga i odwrotnie – leczenie chorób ciała, należy połączyć z uzdrawianiem duszy, której bolączki stanowią źródło późniejszych dolegliwości.
To dzięki jej radom tysiące ludzi na całym świecie ponownie cieszy się doskonałym zdrowiem – zarówno psychicznym jak i fizycznym – a także wyleczeniem z chorób według medycyny konwencjonalnej nieuleczalnych, jak nowotwory o różnej etiologii.
W poczet świętych wpisana ona została oficjalnie dopiero przez Benedykta XVI, który rozszerzył jej kult przez kanonizację równoważną (proces kanonizacyjny rozpoczął się w 1227 roku, ale nie został zamknięty) na cały Kościoł oraz mianował doktorem Kościoła, jako czwartą kobietę w historii.
Życiorys tej arcyciekawej świętej obfituje w wiele tajemnic i niespodziewanych wydarzeń, jednak to nie one są tematem ksiązki dra Wigharda Strehlowa.
Autor, wybitny badacz nauki św. Hildegardy, podczas swojej praktyki przystosował mądrości średniowiecznej mniszki do współczesnych realiów i ich najczęstszych chorób. Wiedzę Hildegardy ,wynikającą z objawień, wzbogacił o zalecenia medyczne i dietetyczne, tworząc pełnię wskazówek, dla osób zmagających się z takimi chorobami i zaburzeniami jak depresja nerwica, lęk, bezsenność, choroby żołądka, choroby reumatyczne, choroby śledziony, tarczycy i in.
Tym, co w publikacji tej podkreślane wielokrotnie jest zwrócenie uwagi na leczenie kompleksowe – poczynając od źródła, aż do efektu.
Hildegarda opisuje wnętrze naszej duszy pod postacią miasta, w którym trzydzieści bożych sił i pięć sił kierowniczych wykonują swoją pracę. Są to duchowe siły (czy też  mocne strony naszej duszy, cnoty), pozostające w sporze z trzydziestoma pięcioma kontrsiłami, pochodzącymi ze świata materialnego (wadami).
Dzięki książce tej zobaczymy jak nasze konkretne zachowania i skłonności, wpływają na funkcjonowanie naszego organizmu i jak często prowokujemy go do „samobójstwa”, czyli schorzeń autoagresyjnych. Zobaczymy też drugą stronę medalu: jak łatwo zapewnić sobie zdrowie i pogodę ducha.
Św. Hildegarda dzieli życie na pięć stacji: chlew, tłocznię do wina, jamę ze smokami i węzami, wejście na szczyt oraz złoty namiot,  za pomost między duszą i ciałem uznaje wegetatywny układ nerwowy.
Wszystkie mocne i słabe strony wraz ich psychofizycznymi odpowiednikami zebrane zostały w tabeli otwierającej rozważania (np. słaba strona: cynizm, mocna strona: tęsknota za życiem, umiejscowienie: kręg c7, narządy: tarczyca, śledziona, wpływ duchowych czynników ryzyka na organizm: choroby tarczycy, depresje, lęki, przewlekłe przeziębienia itd.)
Pomocny w walce z opisywanymi przez świętą chorobami ma być post, uniwersalny środek leczniczy dla duszy i ciała, do stosowania nawet przez całe życie, oparty na naturalnych metodach i produktach. Hildegarda podaje także przykłady terapii dla konkretnych dolegliwości, odsłaniając ich przyczynę.
Porady średniowiecznej świętej po dziś dzień cieszą się dużym powodzeniem, o czym poświadczyć mogą m.in. umieszczone z tyłu książki świadectwa. Choć w wielu czytelnikach książka ta może spotkać się ze sceptycznym odbiorem (np. jak praca na rzecz chorych może pomóc uporać się z atopowym zapaleniem skóry?) nie sposób przecenić jej wartości jako szerzycielki idei zdrowego stylu życia i dążenia do zharmonizowanej kondycji psychicznej.
Polecam – być może nawet Ci powątpiewający znajdą w niej coś dla siebie. Z całą pewnością jest dobrym rachunkiem sumienia i rozliczeniem się z samym sobą.


środa, 11 grudnia 2013

Smutek – Clive Staples Lewis

Tytuł: Smutek
Autor: Clive Staples Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 978-83-61989-01-1
Ilość stron:
120
Cena:
24, 90 zł

Nikt też nigdy nie powiedział mi, że smutek tak rozleniwia człowieka. Z wyjątkiem chwil, kiedy zajęty jestem pracą w biurze – gdzie machina zdaje się toczyć naprzód ta samo jak zawsze – nienawidzę najmniejszego wysiłku. Nie tylko napisanie,a le nawet przeczytanie listu wydaje się zbyt uciążliwe(…)[1]


Książki o tematyce funeralnej mają to do siebie, że nigdy się nie zdezaktualizują. Wystarczy wspomnieć Treny Kochanowskiego, by zrozumieć, że przepracowywanie żałoby, o której tak obficie pisywała Julia Kristeva, jest procesem uniwersalnym i wiecznie żywym.
Ludzie umierają i umierać będą, a próby uporania się ze stratą ukochanej osoby nierzadko dokonywanie są przy pomocy słowa pisanego, pełniącego w tym momencie funkcje katartyczne.
Oczyszczająca moc przelewania traumatycznych doświadczeń na papier, pozwala na szybsze wrócenie do psychicznej równowagi i zaakceptowanie nowej rzeczywistości – już bez bliskiej naszemu sercu osobie.
Za jedną z najlepszych książek dla ludzi przeżywających żałobę uznawany jest Smutek Clive’a Staplesa Lewisa. Powolny proces dochodzenia autora bestsellerowej sagi Opowieści z Narnii do stanu decathexis, jest w niej przedstawiony nadzwyczaj sugestywnie.
Ten znany z traktatów filozoficznych, w których w sposób jednoznaczny wyraża swoje poglądy religijne i wiarę w Boga, pisarz, w książce tej portretuje inne swoje oblicze: złamanego bolesną utratą, cierpiącego i poddającego w wątpliwość wszelkie dotychczasowe wierzenia. Śmierć zawsze stanowi moment przełomowy, w którym przeorganizowujemy dotychczasowy światopogląd i na nowo budujemy hierarchię wartości.
Tym trudniej pogodzić się ze stratą osoby bliskiej, gdy jej cierpienie musiano obserwować przez długie miesiące, kiedy daleka była od ludzkich zachowań, gdyż choroba i paroksyzmy bólu tak dalece przybliżyły jej reakcje do reakcji wijącego się z bólu zwierzęcia, że nie sposób było nie dostrzec tak realnego podobieństwa, a człowiek mimo wszystko miał nadzieję, że to stan przejściowy, wcale nie agonia, lecz powolny proces uzdrawiania. Gdy żona Lewisa po dwu latach walki z rakiem odeszła, pisarzowi nie sposób było się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Ich związek był późny i dojrzały. Ze swoją żoną stanowili symfonię dusz i intelektów jaka rzadko się dziś zdarza. Tym trudniej było mu się z pogodzić z jej odejściem, że mieli jeszcze wiele wspólnych planów, które zostały przerwane w półbiegu.
Smutek jest zapisem rozdzierającego cierpienia Lewisa, próbującego za sprawą dziennika oswoić nową rzeczywistość i dać wyraz bólowi, który toczył jego umysł i ciało.
Wejrzenie w jego próbę przepracowywania żałoby i smutku może okazać się zbawienne dla innych, znajdujących się właśnie w podobnej sytuacji. Okazuje się, że nawet tak światły umysł jak Lewis, pokonuje swoje traumy identycznie, jak każdy inny człowiek: przechodzi te same etapy, które tak wyraziście nakreślił już w renesansie Kochanowski: nie dowierza, rozpacza, wątpi w istnienie Boga, po to, by ostatecznie doznać iluminacji, pozwalającej na ponowny powrót do Stwórcy i pogodzenie się ze stratą.  
Jego relacja streszcza w sobie tygodnie pełne niewypowiedzianego bólu, kiedy to Lewis czuł się wyobcowany i zagubiony, kiedy próbował zracjonalizować śmierć żony, oswoić ją i zrozumieć. Jego zapiski są gestem rozpaczy człowieka, który wcale nie chce zwątpić, lecz pozwala sobie na heroiczny gest walki o decathexis, o wyjście ze swojego przetransformowanego wraz z śmiercią żony mikroświata, w przestrzeń ogólnoludzką, dla której ta niewielka, z perspektywy uniwersum, strata jest niezauważalna.
Często po śmierci ukochanej osoby słyszymy od bliskich serię nicnieznaczących komunałów, które nie dość, że nie pocieszają, to jeszcze silniej wpędzają w nastój depresyjny, wyjaskrawiający utratę. Książka Lewisa taka nie jest – jego przemyślenia, mimo ogromu cierpienia, którego na naszych oczach doznaje, są niezwykle precyzyjne i ważne – nie tchną banałem, lecz są drobiazgowym szlakiem wiodącym ku nadziei i pocieszeniu, są monologiem wewnętrznym, modlitwą, która nie dość, że pełni funkcje konfesyjną, to jeszcze stanowi autoterapię. W dzienniku jako gatunku,  od dłuższego czasu  upatruje się tego typu cech, toteż nie inaczej jest w przypadku zapisów człowieka, o tak niezwykłym intelekcie, postawionego w sytuacji końca i przemijalności.

Choć nie jest to publikacja wielkich rozmiarów, gromadzi w sobie niepomiernie wiele emocji i refleksji, zdolnych przemienić myślenie ludzi przepracowujących żałobę i próbujących uporać się z własnym smutkiem i wyrwą w sercu po utracie. Nie sposób przejść obok niej obojętnie, nie sposób kiwnąć ręką na to, co właśnie się przeczytało.

To inny Lewis. Już nie tyle Lewis-filozof, Lewis-erudyta, lecz Lewis-człowiek sparaliżowany bólem.
Bardzo polecam, szczególnie tym, którym doświadczenie śmierci nie jest obce.


Na podstawie wydarzeń z życia Lewisa, które zostały opisane w książce, powstał film Cienista dolina z Anthony Hopkinsem i Debrą Winger.

[1]  Smutek, Clive Staples Lewis, 2009, s. 29.



Recenzje innych książek Lewisa:

http://shczooreczek.blogspot.com/2012/03/problem-cierpienia-clive-staples-lewis.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2011/01/listy-starefo-diaba-do-modego-cs-lewis.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/05/koniec-czowieczenstwa-cs-lewis.html
http://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/mroczna-wieza-clive-staples-lewis.html
http://shczooreczek.blogspot.com/2011/03/rozwazania-o-psalmach-clive-staples.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2012/02/o-modlitwie-clive-staples-lewis.html

 




środa, 9 października 2013

Chustka - Joanna Sałyga

Tytuł: Chustka
Autor: Joanna Sałyga
Wydawnictwo: Znak
Udostępnienie: Sztukater
ISBN: 9788324021017
Ilość stron: 400
Cena: 34,90 zł

Mówienie o chorobie już dawno przestało być społecznym tabu. Piszemy oficjalnie, nie wstydzimy się swojej przypadłości, bo gdzieś głęboko w nas tkwi przeświadczenie o tym, że jeśli będziemy mówić, to ktoś inny, dzięki naszemu świadectwu może się zbadać albo ujrzeć u siebie symptomy choroby na takim etapie, w którym jest ona jeszcze do wyleczenia.
Nikogo nie przerażają już schorowani ludzie wyzierający z ekranów telewizora, który do tej pory hołdował jedynie takim wartościom jak piękno, zdrowie i młodość.
Coraz częściej mówi się i słyszy o ludzkich niedomaganiach, by szukać wsparcia i uczulać. Co rusz słyszymy o kampaniach, stawiających sobie za cel pozyskanie jak największej ilości dawców szpiku, krwi i in. A mimo to u wielu z nas mechanizm działa na podobnej zasadzie: dobrze, ze się o tym mówi, ale to przecież mnie nie dotyczy. Wypieramy ze swojej świadomości wszelkie sygnały ostrzegawcze w myśl zasady, że to co nienazwane i niewypowiedziane głośno – nie istnieje, a niepotrzebne rozmowy mogą kusić los. Przychodzi jednak taki moment, kiedy nie jesteśmy już w stanie ignorować pewnych objawów – i nieważne jest wówczas to czy mamy 70, czy 20 lat. Diagnoza zawsze przeraża tak samo, a to jak żyjemy po niej, pokazuje jakim tak naprawdę jesteśmy ludźmi i kim się otaczamy.

Joanna Sałyga żyła, zdawało by się, pełnią życia. Miała niezwykle rezolutnego Syna, ukochanego Niemęża, dobrą pracę. Wszystko jednak uległo przewartościowaniu, gdy usłyszała, że cierpi na raka żołądka. Jakby tych wiadomości było mało, osądem lekarza był to taki etap choroby, który kwalifikuje się już jedynie do leczenia paliatywnego. Świat trzysiestoczteroletniej kobiety zmienił się w mgnieniu oka. To, co miało być jedynie rutynowym badaniem, okazało się wizytą zapamiętaną do końca życia.
Joanna ze swoją chorobą walczyła ponad dwa lata. W tym czasie zaczęła pisać internetowy dziennik. Jej blog w bardzo krótkim czasie zyskał tysiące odwiedzających, którzy szukali w nim pocieszenia, rady, ale też sami dzielili się własnymi doświadczeniami czasu choroby. Witryna Joanny stała się miejscem, gromadzącym ludzi próbujących odnaleźć sens w swoim nowym życiu, osób pełnych ciepła, życzliwości, służących dobrą radą, ale też ludzi zgorzkniałych, zostawiających obelżywe komentarze, mające pokazać jak to bardzo nie lubią obnoszenia się ze swoją chorobą. A Joanna pisała.
Często złośliwie, zjadliwie, kąśliwie, atakowała swoją chorobę, a przy tym ciągle walczyła. Wraz z lekarzami mądrze wybierała najodpowiedniejszą dla siebie formę leczenia, jednocześnie przygotowując Syna na nieuniknione. To, co stanowi o wielkiej wartości jej bloga, przekazywanego dziś dalej dzięki jego wersji drukowanej, to ogromna szczerość, miłość i mądrość wypływające z kart książki. Joanna miała godną pozazdroszczenia relację z Synem i Niemężem. Ich rodzina została scementowana w obliczu choroby, gdy nie poddali się, lecz wciąż obdarowywali innych uśmiechem i wolą walki. Syn Joanny jawi się jako niebywale mądre dziecko, doskonale zdające sobie sprawę z tego, co się dzieje. A ona, jako osoba, która niczego nie ukrywa, nie tratuje dziecka jako kogoś mniej ważnego tylko dlatego, że jest mały i być może nie wszystko rozumie. Ich wypowiedzi są prawdziwym świadectwem zdrowych relacji matka-dziecko, w którym oba człony są równorzędne. Książka ta, to historia zaciętej walki o życie, ale też lekcja optymizmu oraz wielkiej pokory. Joanna doświadczyła ogromu dobra, którym także potrafiła się dzielić – nie straciła wiary w sens życia, na bieżąco kibicowała sobie – i myślę, że nam, czytelnikom, również – w dostrzeganiu każdej drobnostki, mającej moc nas uszczęśliwić. Jej ostatnie lata dały jej impuls do afirmowania życia i cieszenia się z błahostek. Joanna, wierzcie lub nie, była szczęśliwa.
Chustka, to nie tylko zapis jej zmagań z chorobą, ale nade wszystko świadectwo ogromnej miłości. I normalnego życia – mimo choroby. Książka ta jest nie tylko szczegółowym opisem kolejnych terapii, ale przede wszystkim pamiątką po minionym – Joanna opisuje w nim posiłki, cytuje wypowiedzi dorastającego syna, wypowiada się często kontrowersyjnie, niepokornie, ale zawsze szczerze. W swoje wypowiedzi wplata fragmenty wierszy czy też utworów muzycznych, których pełny spis znajduje się w aneksie do książki.

To historia, którą warto poznać. Choć czyta się ją ciężko – zwłaszcza, gdy ma się w pamięci podobne wydarzenia z własnego życia – jest lekturą niezwykle ważną. Uczy współodczuwania, pokazuje co myślą osoby chore i że wcale nie chcą być traktowane jako inne, tylko dlatego że cierpią na nowotwór. Chustka to opowieść o przemianie życia, mocowaniu się z chorobą i niebywałej woli walki o każdy kolejny dzień. Polecam.
Zarówno lekturę książki, jak i blogu, z którego pochodzą wszystkie teksty zawarte w książce, uzupełnione o wstęp i zakończenie Niemęża.

- mamo, obudź mnie jutro raniutko. jak tylko otworzysz oczy, od razu budź i mnie.
- ale po co, nie wolisz pospać?
- oj, nie. wiesz, ja mam tyle książek do przeczytania. nie chcę tracić czasu na spanie
. [1]


Zapraszam na blog: http://chustka.blogspot.com/
 _____________________
[1] cytat pochodzi z książki.


Jeśli chcecie zmierzyć się z tym tematem w innych tekstach, polecam:

Lewa, wspomnienie prawej – Krystyna Kofta
Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby – Jerzy Stuhr
Wygrać życie – Kamil Durczok, Piotr Mucharski
Polityka nowotworowa – Łukasz Andrzejewski


czwartek, 5 września 2013

W imię miłości – Katarzyna Michalak


Tytuł: W imię miłości
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308052082
Ilość stron: 280
Cena: 32,90 zł


Katarzyna Michalak zasłynęła jako autorka wzruszających powieści dedykowanych przede wszystkim kobietom. Poruszana w nich tematyka znacznie bliższa jest, mam wrażenie, wrażliwości płci pięknej. Jej teksty przez wielu traktowane są jako niebywale rozrzewniające i dotykające ważkich kwestii.

Przedmiotem najnowszej książki Michalak jest historia życia dziesięcioletniej Ani i jej mamy, Małgorzaty.
Bohaterka, to kobieta odrzucona zarówno przez ojca swojego dziecka, jak i własnego tatę. Skazana na pozbawione rodziny życie, stara się obdarzyć swoją córeczkę wszystkim co najlepsze. Niestety, dobiegając trzydziestki dowiaduje się, że choruje na nieoperacyjnego raka mózgu. Pozbawiona nadziei, popada w depresję, skazując Anię na opiekę nad chorą mamą i życie z podwójną dawką optymizmu – za siebie i za nią.
Dziewczyna, patrząc boku, doskonale radzi sobie w roli tymczasowej głowy rodziny. Otwiera internetowy sklepik [o słodka naiwności!], z którego czerpie jedyne dochody, dba o chorą mamę, kąpie ją [inapplicable!], zapewnia jej lekarstwa, a po czasie bada również możliwości leczenia, odbywając internetowe konsultacje u lekarzy na całym świecie.
Gdy Małgorzata czuje, że jej życie dobiega końca, kontaktuje się z ojcem Ani, prosząc go o opiekę nad nią, gdy ta odbędzie ryzykowną podróż do dziadka – z nadzieją, że tym razem nie wyrzuci jej za próg. Jej decyzja jest tym bardziej dramatyczna, że niepowodzenie planów wiązało się będzie z przekazaniem Ani do domu dziecka.  Ułaskawienie dziadka, to jedyna nadzieja dziewczynki na życie w gronie rodzinnym.
W imię miłości opisuje losy małej bohaterki, która w Koniecdrodze, znalazła drugie życie, zmieniając losy i serca zarówno swojego dziadka, jak i ojca Neda. Spędzając z nimi długie dni, pokazuje jak silną i rozsądną jest dziewczynką, a także jak wiele potrafi poświęcić dla najbliższych. To obraz dziecka rezolutnego, odważnego i bardzo doświadczonego przez los, które mimo wielu nieszczęść jakie na nie spłynęło, nie stało się gburowate i mściwe. Ani przeciwstawiona została inna młoda bohaterka: złośliwa, cyniczna, wykorzystująca innych do własnych celów. Michalak konstruuje bohaterów kontrastujących ze sobą i w towarzystwie wyostrzających swoje najważniejsze cechy. Nie pomija szwarccharakterów, by oddać hołd dobru i przebaczeniu.

Michalak rysuje historię, która mocno wzrusza i którą czyta się bardzo dobrze, ale która momentami razi swoim odrealnieniem i naiwnością. Wydarzenia są hojnie podkoloryzowane, a niektóre z nich choć mogły mieć miejsce – wydają się nierzeczywiste, nawet w dobie postępującej cyfryzacji. Słodycz i miłość wylewające się z książki są wszechobecne.

Zaczynam rozumieć fenomen autorki, której teksty rzeczywiście mogą się podobać. Choć W imię miłości jest opowieścią przewidywalną, to jednak może działać na emocje, może ewokować wzruszenie, może nawet sprawić, że ktoś ukradkiem otrze łzę.
Ktoś, nie ja. Dla mnie, mimo że czytałam ją z przyjemnością, to jednak słodkości było ciut za dużo. Do wielkich fanek po lekturze tej książki należeć nie będę, ale z chęcią poznam resztę twórczości Michalak.
Tym, co zdecydowanie może od woluminu odrzucać jest okładka, której nie mogę zbyć milczeniem. Tandetna, słodka do mdłości, przywodząca na myśl starej daty harlequiny – a wszystko przez wykorzystaną ilustrację, która z całą pewnością jest niekorzystna.


czwartek, 28 marca 2013

Co robię, a co robić powinnam...


Materiały do pracy licencjackiej

Przez ostatnie kilka miesięcy  i przez co najmniej kolejne trzy, moim życiem czytelniczym i pisarskim rządzą i rządzić będą książki monotematyczne, co widać na powyższym stosie. Wszystkie powyższe służą mi jako materiał badawczy do pracy licencjackiej, a co za tym idzie - już je przeczytałam, ale na recenzje raczej nie macie co liczyć - zbyt dużo o nich piszę, zbyt głęboko analizuję, żeby teraz mieć jeszcze ochotę podejść do nich podobnie jak do reszty czytanych przez siebie książek;)
Skupiam się na dziennikach choroby i to o nich czytam bez ustanku, co niestety nie niesie ze sobą efektów w postaci kolejnych napisanych rozdziałów…
Tworzenie pracy licencjackiej idzie mi bardzo, bardzo opornie, prawdopodobnie ze względu na niechęć do tematu i niemiłe wspomnienia z seminariów :D No i nie oszukujmy się – lenistwo.
Podczas gdy na półce czeka na mnie tyle fantastycznych książek, nie sposób skupić mi się na tym, co powinno być w chwili obecnej najistotniejsze.
Choć nie przeczę - powyższe książki są w większości bardzo dobre i przyjemność sprawia mi pracowanie na nich, ale... za długo już nad nimi siedzę, ciągnie mnie do powieści!



Na szczęście pisanie i czytanie w te, niestety, wciąż mroźne dni i wieczory umilają mi herbaty :)
Wśród nich dwie najsmaczniejsze to Pikantny romans [mój faworyt!] i Ice mint.


Obie są nieprawdopodobnie delikatne i subtelne, jednak to właśnie pierwsza wysuwa się na prowadzenie, bo…
Jest idealna na chłodne wieczory! Domieszka pieprzu powoduje, że z każdym kolejnym łykiem jesteśmy coraz bardziej rozgrzani. Ta herbata, to doskonały substytut grzańca dla osób stroniących od alkoholu:)  Rozgrzeje równie intensywnie, dostarczając przy tym niezwykłych doznań naszym kubkom smakowym.
Pierwszy łyk pozwala nam się rozkoszować wyjątkowym smakiem i delikatnością zielonej herbaty – z każdym następnym coraz mocniej wyczuwalny jest pieprz, który stanowi o niepowtarzalności tego napoju. Musicie spróbować!


  
Drugą ulubioną jest Ice mint – delikatna, miętowa herbata, która czyni coś odwrotnego – orzeźwia i delikatnie ochładza. Wydaje się być doskonałą propozycją herbaty do schłodzenia na cieplejsze dni. Póki co jednak – proponuję tradycyjną wersję na ciepło. Nie jest to zwykła herbata miętowa, którą możemy kupić w każdym zielarskim sklepie. Dodatek hibiskusa i skórki pomarańczowej nadaje jej charakterystycznego smaku i aromatu. Naprawdę smaczna;) Skutecznie studzi emocje po lekturze jakiejś niezwykle rozgrzewającej historii;)

Obie herbatki możecie kupić w sklepie Skworcu, do czego serdecznie zachęcam – nie pożałujecie!




Skład:
Pikantny romans:
- herbata zielona Sencha,
- kawałki truskawek i malin,
- czerwona porzeczka,
- czerwony i biały pieprz,
- kawałki kandyzowanego imbiru,
- aromat.

Ice mint:
- czarna herbata,
- hibiskus,
- mięta pieprzowa,
- skórka pomarańczy,
- płatki róży damasceńskiej,
- aromat.