Historia moja i Love, Rosie jest burzliwa. Książka ta, rok temu funkcjonująca jeszcze jedynie pod tytułem Na końcu tęczy, była kilka lat temu nie do zdobycia. Użytkownicy Allegro proponowali za nią niebotyczne sumy rzędu 300 zł. Po latach poszukiwań książki – jedynej brakującej mi do kolekcji Ahern – byłam w stanie zaoszczędzić te pieniądze i je wydać. Powieść ta urosła już w moich oczach do rangi legendy i nie mogło być mowy o tym, że nie zdobędę jej wszelkimi możliwymi sposobami. Gdy już pełną kwotę miałam prawie odłożoną, coś skierowało mnie do nieistniejącego już antykwariatu Miś w Katowicach. Gdy tam weszłam, wśród masy książek, pierwszy w oczy rzucił mi się niepozorny, czerwony grzbiet. Niemalże do niego podbiegłam i tak oto moim oczom ukazało się niebywale zadbane wydanie Na końcu tęczy za 15 zł. 15 zł gdy ja chciałam wydać za nią ponad 300! Podeszłam do kasy, bez wahania wyciągnęłam odliczoną kwotę i tu kolejne zaskoczenie – cena była jeszcze niższa niż na okładce, bo antykwariat przeznaczono właśnie do likwidacji. Moje marzenie kosztowało 10 zł. Byłam wniebowzięta!
Kilka miesięcy później książkę wznowiono w wydaniu pocket, a teraz na rynek trafiła ona pod nowym tytułem, z nową szatą graficzną, wywołując masę wspomnień.
Kilka miesięcy później książkę wznowiono w wydaniu pocket, a teraz na rynek trafiła ona pod nowym tytułem, z nową szatą graficzną, wywołując masę wspomnień.
Nie piszę o tym wszystkim bez przyczyny. Ahern to pisarka, którą wręcz bałwochwalczo czczę. Każdą jej książkę czytam z namaszczeniem i oczekuję jej jak kania deszczu. Po moich przygodach ze zdobyciem Na końcu tęczy mogłoby się wydawać, że posiadłam skarb. I to, ze zdobyłam ją za 10 zł było dla mnie ratunkiem – nie wiem bowiem czy ze względu na związane z trudnościami ze zdobyciem jej oczekiwania były za wysokie, czy po prostu książka ta nie należy do najlepszych w dorobku Ahern – po pierwszej lekturze czekał mnie spory zawód. To nie tak, że uznałam ją za słabszą niż poprzednie – ona mi się po prostu nie podobała. Była kiepska. Słaba. Mierna. Niewarta 300 zł, które byłam skłonna na nią wydać.
Byłam zła, że legenda w zderzeniu z rzeczywistością nie była już tak godna uwagi.
Zapytacie po co w takim razie czytałam ją drugi raz, po co mi wznowienie?
Dla konfrontacji. Czas łagodzi wszystko, a od czasu mojej pierwszej lektury trzy lata temu, powieść wciąż zbierała pozytywne recenzje. Postanowiłam więc zmierzyć się z nią raz jeszcze i sprawdzić czy mój nienajlepszy odbiór był spowodowany czymś innym niż słaba proza.
Dla konfrontacji. Czas łagodzi wszystko, a od czasu mojej pierwszej lektury trzy lata temu, powieść wciąż zbierała pozytywne recenzje. Postanowiłam więc zmierzyć się z nią raz jeszcze i sprawdzić czy mój nienajlepszy odbiór był spowodowany czymś innym niż słaba proza.
I oto efekty.
Rosie i Alex to para nierozłączna od wczesnego dzieciństwa. Dzielili ze sobą sekrety, spędzali wspólnie wiele chwil. Do czasu, gdy rodzice Alexa zdecydowali się na przenosiny z Irlandii do Ameryki. Rozstanie było dla dwójki przyjaciół bardzo bolesne, niestety nie byli zdolni mu zapobiec: ich przyjaźń mogłaby się w ten sposób zakończyć, podobnie jak pewnie zakończyła się relacja wielu ludzi. Młodzi jednak nie ustają w podtrzymywaniu relacji, wymieniając między sobą korespondencję, w której wciąż byli sobą – żartobliwi, uśmiechnięci, życzliwi wobec siebie nawzajem, ale także szczerze, przez co nie unikali tego, co smutne – zmęczenia pracą, kolejnymi fatalnymi związkami.
I to właśnie formę korespondencji przybiera ta opowieść – wymienianych listów, krótkich wiadomości, obfitujących w denerwujące mnie, nazistkę językową, aczkolwiek poniekąd urocze błędy ortograficzne.
W istocie to opowieść o rozłące i o tym, że wcale nie musi ona oznaczać końca cennych relacji.
Jak mi się czytało? Tym razem lepiej, choć wciąż irytowało mnie to, że tak trudno było się Alexowi i Rosie przyznać przed sobą do własnych uczuć i dopiero w takiej prawdzie budować życie, a nie wciąż gonić i gonić za białym króliczkiem.
W istocie to opowieść o rozłące i o tym, że wcale nie musi ona oznaczać końca cennych relacji.
Jak mi się czytało? Tym razem lepiej, choć wciąż irytowało mnie to, że tak trudno było się Alexowi i Rosie przyznać przed sobą do własnych uczuć i dopiero w takiej prawdzie budować życie, a nie wciąż gonić i gonić za białym króliczkiem.
Polecam, choć ci którzy szukają tu typowej dla Ahern magii – nie znajdą jej. Nie ma wydarzeń z pogranicza fantastyki, jest czyste życie. I pewnie właśnie to spowodowało mój ostudzony zapał.
Nadal, pomimo upływu czasu, uważam, że nie jest to najlepsza powieść w dorobku Ahern, ale w tym sądzie jestem chyba osamotniona:)
Polecam zatem lekturę i zachęcam do polemiki:)
Nadal, pomimo upływu czasu, uważam, że nie jest to najlepsza powieść w dorobku Ahern, ale w tym sądzie jestem chyba osamotniona:)
Polecam zatem lekturę i zachęcam do polemiki:)
Zakochać się / Sto imion / Dziewczyna w lustrze / Pora na życie / Pamiętnik z przyszłości / Gdybyś mnie teraz zobaczył / Podarunek