sobota, 2 maja 2015

Kiedy Cię poznałam Cecelia Ahern



Kiedy Cię poznałam to opowieść wzruszająca i niezwykle budująca, a nawet – umoralniającą.

Ujęła mnie prostotą wydarzeń, zaczerpnięciem ich z  życia i pokazaniem w  jaki sposób pozorne zło przekuć można w  dobro, jak odzyskać siebie i uratować człowieczeństwo w sytuacjach, które rzucają człowieka na kolana i wielu nie pozwalają się już podnieść.

Książkę otwiera refleksja głównej, młodziutkiej wówczas bohaterki o przemijalności, z  której zdała sobie sprawę. Dziewczyna uświadamia sobie, że musimy dbać o swoje wnętrze, pielęgnować wewnętrzną magię, bo nie wiadomo ile zostało nam czasu. Lata mijają, a ona zapomina o własnych słowach.

Jasmine to kobieta niezwykła – uwielbia swój prace, ale jeszcze mocniej kocha starszą siostrę dotkniętą zespołem Downa. Bohaterka ma poczucie obowiązku opiekowania się nią, szczególnie po śmierci ich mamy. Relacje z  innymi ludźmi nie są dla niej proste – każdy, kto w  jakikolwiek sposób skrzywdzi lub chociaż niestosownie (według oceny Jasmine) potraktuje Heather jest dla niej skreślony. Kobieta nie miała łatwego życia: ojciec zawsze był nieobecny, szukał pociechy w ramionach młodych kobiet, teraz zaś ma nową córkę i nowe życie, mama zmarła przedwcześnie w wieku 44 lat po długim mocowaniu się z  niełatwym życiem i zdradami mężą, a siostra zawsze wydawała jej się krucha i wymagająca płaszcza opieki. To obraz typowej rodzinny: z  jej ułomnościami, trudnościami, bałaganem. Już od pierwszych stron Ahern maluje obraz, pod którym wielu mogłoby się podpisać.

Jej bohaterka ma to nieszczęście, że mieszka naprzeciwko Matta Marshalla – radiowego didżeja, który przed szesnastu laty podczas jednej audycji nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. Od tamte j pory – mimo że o tym nie wie – jest jej wrogiem publicznym nr 1. Gdy Jasmine ląduje na przymusowym urlopie ogrodniczym, ma wiele czasu na obserwację sąsiada – widzi jak każdej nocy wraca do domu pijany, awanturuje się i żąda uwagi żony, stając się utrapieniem dla okolicznych mieszkańców. Źródłem jego zachowania jest zawieszenie za niestosowne zachowanie na antenie – Matt nie mogąc sobie poradzić z  porażką, zaczyna pić i wylewać swoją furię na otoczenie. 

Zbiegiem okoliczności losy obu bohaterów splatają się – ci tak bardzo różni mieszkańcy osiedla, odtąd spędzają ze sobą coraz więcej czasu, poznając się i upewniając, że to co widoczne gołym okiem, rzadko jest takie jak o tym myślimy, a złość, którą z  siebie wyrzucamy powodowana jest bólem. Zranieni ludzie bowiem ranią innych. Jasmine i Matt przekonują się, że każdy z nich ma problemy, które każą im przybierać skorupę będącą warownią nie do pokonania przez otoczenie – wzajemnie stają się dla siebie wsparciem, a dawna niechęć ustępuje rodzącej się przyjaźni.
Jaka to piękna historia ludzi, którzy obustronnie się uratowali i, choć o tym nie wiedzą, sprawili, że są teraz tym, kim są, w  miejscu, w  którym się znajdują! Ulegli transformacji i przepoczwarzyli się w  motyle, niosąc czytelnikom śledzącym ich losy otuchę.


Kiedy gąsienica myślała już, że świat się skończył, stała się motylem[1].

Zewnętrznym świadectwem przemiany Jasmine staje się ogród, który ta zdecydowała się założyć i prowadzić – z  surowego kawałka ziemi, staje się ośrodkiem kwitnięcia kwiatów otoczonych soczystą zielenią. Ta wspaniała metafora metamorfozy pokazuje jak wysiłek kształtuje nasze życie – jak to, co w  nie wkładamy później procentuje, cieszą nie tylko nas, ale także całe otoczenie mogące podziwiać efekty naszej pracy. Autorka zdaje się przypominać, że każdy z  nas posiada taki ogród we własnej duszy i jest zobowiązany do jego pielęgnacji. Pracując nad ogrodem, pracujemy nad sobą wtłaczając w  nasze wysuszone i skamieniałe żyły trochę pulsującego życia. Świetne wykorzystanie metafory ogrodu jako duszy, jestem oczarowana.

Narracja prowadzona jest w bardzo specyficzny sposób – stanowi zapis monologu Jasmine kierowanego do Matta – bohaterka od samego początku, mimo że go nie znosi, podskórnie go żałuje i szuka dla niego rozwiązań. Czuje, że tak naprawdę wcale się od siebie nie różnią.

Kiedy Cię poznałam, jak zresztą większość książek Ahern ma charakter dotulający – to określenie jest kwintesencją tego, co może czuć czytelnik  podczas obcowania z  jej tekstami. Z  każdym kolejnym słowem wypełnia Cię ciepło promieniujące z  serca na całe ciało, ogarnia Cię rozlewający się aż po koniuszki palców spokój, uśmiech samorzutnie wypływa na usta kierowany niewidzialną siłą – oto co będzie się z  Tobą działo podczas czytania, zostaniesz dotulony, przytulony i otulony – niezwykłe uczucie, które jeśli tylko mu na to pozwolisz, zostanie z  Tobą na długi czas po lekturze. To właśnie do tych emocji tęsknię i ich wyczekuję z  każdą kolejną książkę.

Powieść tę czytałam nieśpiesznie, mimo że zwykle teksty Ahern traktuję zachłannie – tym razem odnalazłam w książce spokój i wyciszenie. Dała mi ona szansę do namysłu, sprowokowała do zastanowienia się nad tym w jakim punkcie życia właśnie się znajduję i dokąd będę zmierzać dalej – choć sama nie znajduję się na urlopie ogrodniczym, mój punkt życia w swoisty sposób zbiega się z punktem życia bohaterki – ona musi podjąć decyzję o tym co dalej zrobi ze sobą, dokąd pokieruje swoje kroki, musi poukładać wiele spraw, zastanowić się nad relacjami – ja również, bo dopiero wkraczam na ścieżkę zawodową. Książki Ahern w przedziwny, magiczny sposób splatają się z  losami czytelników, co sprawia, że zawsze odnajduję w nich rys siebie, okruszek swojej duszy. Niezwykłe, prawda? Żaden inny autor tak na mnie nie działa, żaden inny nie daje odbiorcy tak wielu szans na odnalezienie siebie. I choć twórczość tej irlandzkiej pisarski można dziś podzielić na dwa okresy – ten magiczny, w którym niewidzialne dla zwykłego człowieka siły oficjalnie determinowały wydarzenia książkowe i oplatały je oraz ten bardziej przyziemny, mocno osadzony w rzeczywistości, która –  jeśli się dobrze przyjrzeć – również budowana jest dzięki temu, co niedostrzegalne: stawianiu tych a nie innych ludzi na naszej drodze w odpowiednim czasie, dziwne zbiegi okoliczności, to, co zwykliśmy mienić przypadkiem – Ahern udowadnia, że magia, opatrzność jest wszędzie wokół nas – nawet jeśli nie powołuje się na nią dosłownie, czaruje rzeczywistość. I przekazuje niezwykłą życiową mądrość możliwą do odnalezienia na kolejnych stronicach połączoną z ustawicznym przypominaniem tego, że najwięcej uczymy się z relacji – za to cenię ją najbardziej. Nie ma takiej jej książki, która by mnie jako człowieka nie ubogaciła, nie ma takiej, do której nie chciałabym wracać i którą nie obdarowywałabym bliższych i dalszych znajomych – nawet wbrew ich woli, za co zwykle dziękują:) 

Ogromnie polecam tę jak i każdą inną książkę Ahern – czerpcie z  nich pokłady ciepła, optymizmu, mądrości, dajcie się otulić mgiełce niezwykłości w zwykłym, szarym świecie – Ahern wprowadzi do niego sporo magii i koloru:)



[1] Cecelia Ahern, Kiedy cię poznałam, Warszawa 2015, s. 412.

Related Posts: